KGHM ZG RUN – Bieg 7 Szczytów / 240 km
Kolega Marcin Zimkowski (O/ZG Polkowice-Sieroszowice) zawodnik KGHM ZG RUN opowiada o tegorocznym Biegu 7 Szczytów (B7S). Bieg ten na dystansie 240 km rozgrywany jest w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich w Lądku Zdroju.
Start 14 lipca godz.: 18:00
Na bieg pojechałem z myślą, aby przebiec trasę w krótszym czasie niż w zeszłym roku. Czułem się dobrze przygotowany i dobrze zmotywowany. Do Lądka przyjechałem dzień wcześniej, przed startem rozbiłem namiot i odebrałem pakiet startowy. Przed godziną 18-tą stawiłem się na starcie w Lądku. Nagle wsteczne odliczanie, START i stres puścił. Zaczęła się biegowa wycieczka po górach. Od początku pilnowałem, aby nie zacząć za szybko. Po dwóch latach start powrócił do normalności, tj. wspólnie startowały dwa dystanse 130 km i 240 km o jednej porze (niespełna 1000 osób na starcie). Zacząłem spokojnie, bez pośpiechu, mając świadomość, co mnie czeka. Z zapowiedzi pogodowych wynikało, że po 20-tej zacznie padać deszcz i będzie popadywać do 01:00. Prognozy się nie myliły, gdzieś od 8 km trasy zaczęło mocno padać, a po 15 km rozszalała się burza na całego. Ściana wody, pioruny (w bliskiej odległości), silny wiatr, wszystko już po zmroku, także było „bajecznie”. Na drugim punkcie odżywczym (A2, 35 km) z trasy zeszło ponad 30 osób – jak się później okazało, co punkt wzrastała liczba DNF-ów. Miejscami zbiegi przypominały górskie potoczki, np. zbieg z Kowadła prowadził kamienistym szlakiem, który wypełniała woda. Reszta trasy miejscami wody na wysokość kostki, gdzieniegdzie nawet powyżej. Przez burzę miałem z początkiem 20 minut straty z zeszłorocznym biegiem. Po osiągnięciu najwyższego szczytu, tj. Śnieżnika, pomimo znajomości trasy szukałem zbiegu, była tak gęsta mgła, że widoczność spadła do 1 m. W końcu usłyszałem głosy innych zawodników i ruszyłem w ich stronę. Do samej Kudowy, przez Długopole Zdrój trasa było porządnie nasączona wodą. Choć już nie padało, to burza urozmaiciła bieg na dobre. Pierwszego poranka wbiegając na Jagodną organizm zaczął okazywać porządne zmęczenie (na chwilę „gasły mi światła”), mocno się zdziwiłem i trochę wystraszyłem, wiedząc, że jeszcze jedna noc przede mną. Po krótkiej naradzie ze sobą i dorzuceniu kilkunastu kalorii więcej rozbiegałem zmęczenie. I tak sobie potuptałem do Zieleńca, aby wdrapać się pod Orlicę skąd zaczynał się zbieg do Jamrozowej Polany, tam na punkcie wymieniłem skarpety i ruszyłem do Kudowy (na półmetek). Na punkcie w Kudowie Zdrój był przepak, wymieniłem całe ubranie oraz obuwie i jak najszybszej wyruszyłem z punktu (zaczęły już krążyć po głowie myśli, aby ukończyć bieg, w Kudowie Zdrój można zdecydować o zakończeniu biegu, wtedy otrzymuje się medal za 130 km Super Trail). Trasa do kolejnego punktu, tj. do Pasterki minęła w niesamowitym trudzie, wielokrotnie biłem się z myślami o zakończeniu biegu, jednak głos wewnętrzny o kontynuacji był silniejszy i dotarłem do Schroniska w Pasterce. Tam na miejscu szybka zupka i skorzystałem z opcji leżakowania. Położyłem się na drzemkę, budzik po 15 minut mnie wybudził i po ponownym napełnieniu brzuszka ruszyłem w kierunku Szczelińca Wielkiego. Po zejściu ze Szczelińca trasa do Ścinawki Średniej (kolejnego punktu na 170 km) prowadzi po lekkim upadzie, albo jest płaska. Plan był prosty, biegnę do punktu i tam chwila odpoczynku przy ognisku. Na trasie zaczynała się już druga noc i coraz ciężej było mi odnaleźć taśmy (pomimo tego, że znałem trasę). Zmęczenie brało już górę. Zwolniłem. Dobiegły do mnie dwie dziewczyny i ruszyłem z nimi razem, z prośbą, aby do mnie rozmawiały – bo usypiam. Gdy zaczęli nas wyprzedzać zawodnicy KBLa (110km Kudowa-Bardo-Lądek), wyczekałem grupę w miarę biegową i ruszyłem z nimi do punktu. KBLa biegło dwóch znajomych z KGHM ZG RUN, Artur Głowacki oraz Adrian Zientara – miło było spotkać! Punkt w Ścinawce obsługuje grupa biegowa z Opola – tam jest zawsze głośno muzyka, światła, śpiew, tańce – ogólnie pełna impreza, także punkt odżywczy pobudza do dalszego biegu. Przy ognisku spędziłem 15 minut, z myślą o spaniu – jednak musiało wystarczyć siedzenie. Ruszyłem dalej w trasę w kierunku Przełęczy Wilczej. Ten odcinek trasy mijał mi w miarę dobrze (w porównaniu z zeszłym rokiem), przed samym punktem zacząłem mocno zwalniać i biec na śpiocha. Na punkcie (nie było leżanek) zorganizowałem sobie spanie i po 20 minutach drzemki – z budzikiem ruszyłem w trasę do Barda. Zaczęło świtać i w końcu robić się ciepło. W nocy było bardzo chłodno (żałowałem, że nie wziąłem pełnych rękawic), nie dość, że to druga noc to temperatura spadła poniżej 5 stopni. Dobiegając do Barda, przekraczając 200 km, zaczęły wzrastać morale i chęć do walki. Wychodząc z Barda pod górę, Drogą Krzyżową, byłem pozytywnie naładowany do biegania. W głowie zacząłem wsteczne odliczanie (jeszcze tylko 40 km). O dziwo nie miałem zwidów i mogłem biec, więc korzystałem z tego, że nogi chcą biec i robiłem co mogłem, aby dotrzeć do mety jak najszybciej. Przez ostatni punkt na Orłowcu po prostu przebiegłem, gnając do przodu. Troszkę pod górę i zaraz z górki zbieg do Lądka. Na ostatnim odcinku pogoda jeszcze pokazała, że to ona dyktuje warunki i rozpadał się deszcz. Mi już nie przeszkadzało, po prostu biegłem do mety. Po asfalcie w Lądku zacząłem wyprzedzać innych uczestników biegu (tempo spadło poniżej 5min/km) i tak na pełnym gazie wbiegłem na metę.
Nie udało się osiągnąć założeń i celów, jednak jestem z siebie bardzo zadowolony. Jak się później okazało na ponad 340 osób, które wystartowały, bieg ukończyło jedynie 117 osób. Warunki pogodowe w tym roku mocno utrudniły zawody, ale im trudniej na trasie tym większa satysfakcja z ukończenia biegu.
Mój czas 46:24:56 OPEN:51 M30:14
Na koniec chciałbym podziękować trenerowi Łukasz Wawrzyniak za przygotowanie, rodzince za wsparcie oraz wszystkim wolontariuszom na biegu oraz spotkanym ludziom za dobre słowo i wsparcie. W tym roku całą trasę pokonałem samotnie, od czasu do czasu rozmawiając z innymi biegaczami, wolontariuszami. Dzięki za wsparcie!