KGHM ZG RUN – Baran Trail Race 180 km
Zawodnik KGHM ZG Run Marcin Zimkowski (O/ZG Polkowice-Sieroszowice) nie zwalnia tempa i zalicza kolejny ultramaraton. Tym razem był to 180 km bieg Baran Trail Race w Beskidzie Żywieckim.
Tak Marcin opowiada o swoim kolejnym biegu:
BaranTrailRace 180km (+/- 9565m -moje urodzinowe %%%) Węgierska Górka 16-17.09.2022r.
Po raz pierwszy na tym dystansie zawody odbyły się w 2021 roku i tylko jednej osobie udało się przebiec w całości, jednak 15 minut po limicie czasowym. Bieg o dużym stopniu trudności, można porównać z UTMB (170km +/- 10000m), jednak o skromnej liczbie punktów odżywczych i braku przepaku oraz bez znakowania trasy.
Punkty kontrolne i odżywcze na biegu:
- 35 km – SST LASEK
- 81,5 km – Krawców Wierch
- 113,5 km – Schronisko Przegibek
- 140 km – Schronisko PTTK Na Hali Lipowskiej
- Dodatkowo można było skorzystać z punktu przy Hali Sportowej w Węgierskiej Górce (META) na około 155km
Start w piątek o 5:00 rano, po mocno deszczowym tygodniu, było wiadomo, że trasa nie będzie za sucha. Choć chyba już się przyzwyczaiłem do burz w tym roku, to do godz. 23-ciej nie było opadów. Później to pogoda w kratkę. Temperatury też spadły (jakby zaczęła się jesień na dobre), na grani odczuwalne ok 3 stopni z potęgującym chłód wiatrem.
Od samego początku biegłem z przodu, z zawodnikiem który znał każdy zakręt (trasa nie była w ogóle znakowana, mieliśmy biec na tracku, każdy z nas miał lokalizator GPS, gdy ktoś zszedł z trasy, zaraz organizator telefonicznie (o ile był zasięg) naprowadzał na właściwą drogę). Po 15 km uciekł mi, albo raczej ja zwolniłem (czułem, że za mocno zaczynam). Od tego momentu biegło mi się dobrze, jednak musiałem pilnować trasy. Wielokrotnie się pogubiłem, ale jakoś udawało się odnaleźć. Ze względu na odległości od punktów odżywczych trzeba było mieć odpowiednią ilość wody i jedzenia przy sobie – czyli dodatkowe kg na plecach. Na całym biegu obowiązywał zakaz supportowania (pomoc zewnętrzna możliwa jedynie na punktach). Podbiegi i zbiegi mocno dawały w kość, zbiegi w większości niezbiegowe (mocno strome, kamieniste, błotne z płynąca wodą) Najbardziej w pamięci utkwił mi „zbieg” z Oszusta (kto był, ten wie o czym piszę, na Chudym Wawrzyńcu podchodzi się z tej strony – i chyba lepiej podchodzić po tej stromiźnie aniżeli zbiegać podczas deszczu). Od godziny 2:00, czyli gdzieś powyżej 100 km zacząłem walczyć ze zmęczeniem – na podejściach podsypiałem, za to na zbiegach wybudzałem i tak do wschodu słońca. Od poranka zacząłem wygrywać ze sobą i starałem się przyspieszać. Z każdym krokiem bliżej mety nabierałem pewności, że zmieszczę się w limicie (35h). I tak o godz. 10:00 (po 29h biegu) pojawiłem się na 155 km (nieobowiązkowym punkcie odżywczym, późniejszą metą), jednak przebiegłem tylko obok, aby nie stracić cennych minut. I tak pozostał do zaliczenia jeden z ostatnich szczytów – Barania Góra. Z każdym krokiem przeliczałem czas, wiedziałem, że muszę mieć zapas (organizator na koniec lubi „mile” zaskoczyć). I jakbym przewidział, na wykresie przed metą prosto w dół, a tu nagle strome podejście w krzaczorach po błocie ( ot taka niespodzianka).
Na mecie zjawiam się przed limitem, cel osiągnięty!
Mój czas 34:22:17 co dało Open:6 OpenM:5
Na starcie stawiło się 21 (z 22) zawodników z czego bieg ukończyło osiem osób.
Także jak ktoś chce porządnie się zajechać to polecam z całego serca.
Na koniec wielkie podziękowania dla rodzinki za wsparcie i wyrozumiałość oraz dla trenera Łukasz Wawrzyniak za przygotowanie!