KGHM ZG RUN –  Niepokorny Mnich 95 km

 

O udziale w biegu opowiada zawodnik KGHM ZG RUN, Marcin Zimkowski:

 

Po raz trzeci wziąłem udział w Biegach w Szczawnicy, po raz trzeci na najdłuższym dystansie.

Start o godz. 2:00 nad Grajcarkiem w Szczawnicy (meta w tym samym miejscu).

Ponieważ trasa była identyczna jak w 2021 roku czułem się pewniej, tym bardziej, że w zeszłym roku zawody odbyły się w czerwcu przy ponad 30 stopniowym upale!

Na starcie stawiam się 15 minut przed wystrzałem, oddaję przepak i udaję się na linię startu. Za chwilę wstecznie odliczanie i zabawę czas zacząć. Od samego początku mocno mży, z czasem im wyżej pojawia się mgła i pomimo znajomości trasy robi się groźnie. Dzień wcześniej ciągle lało, także ślizganie na trasie było pewne. Od opuszczenia Szczawnicy na podbiegu na Dzwonkówkę jest mocno ślisko (mnóstwo błota) oraz ciągle pada drobnica i jest wszechobecna mgła. Widoczność miejscami spadła do 1 m, także mowy o szybszym zbieganiu z Dzwonkówki nie było. Im bliżej Krościenka nad Dunajcem – tym bardziej się rozrzedzało i można było biec. Chwila na punkcie by za chwilę po przebiegnięciu przez most nad Dunajcem zacząć się wspinać na Lubań (w sumie na Średni Groń, ale trasa ta sam, tylko szybciej skręcaliśmy). Wspinaczka na najwyższy punkt na trasie mija przyjemnie w deszczu i mgle, aczkolwiek gdzieś od 800 m n.p.m. zaczął pojawiać się „ukochany” śnieg. I tak trzeba było przejść z błota w lód, topniejący śnieg i pluchę. Jeszcze trzy tygodnie temu na Salamandrze obiecałem sobie, że więcej już przed jesienią nie zobaczę tego „puszka” – a jednak, życie bywa przewrotne.

Na zbiegu chwilowo gubię trasę, ale w porę się zorientowałem i zaczynam „zbiegać” po zapadającym się śniegu. Z czasem zbieg przechodził w błocko i mnóstwo kamieni i tutaj nastąpił mój pierwszy „soczysty” upadek (jak później się okazało, wybiłem na nim palca u dłoni, dopiero okazało się w hotelu). Zbieg był bardzo trudny, ogólnie zbieg z Lubania jest trudny, bardzo stromy i kamienisty, a przy tej ilości błota i ograniczonej widoczności trzeba było mocno szukać przyczepności. Po dotarciu do Tylmanowej zaczęło się rozjaśniać, na punkcie szybkie uzupełnienie zapasów i dalsza podróż. Kolejne podejścia przez Dzwonkówkę (po raz drugi, ale z innej strony) na Przehybę oczywiście śnieg nie odpuszczał. Z Przehyby zbieg do Rytra (dobrze znaną drogą), ale w błocie i … leśniczy na pewnym odcinku zaplanowali wycinkę drzew. Także doszło troszkę OCRa. Będąc już Rytrze wiedziałem, że już tylko dwa podejścia i zacząłem powoli przyspieszać. Podejście na Niemcową, zbieg do Kosarzysk i wspinaczka na Eliaszówkę mija już za dnia, przez błoto i miejscami oczywiście śnieg. Wbiegając do Obidzy na punkt zajadałem się pieczonymi ziemniakami (jak zawsze na tym punkcie) i wyruszyłem z myślą, aby złamać 14h. Ciągle przyspieszając udało mi się dotrzeć do mety w czasie 13:43:10, co dało Open:36, M30: 16.

Nie jest to czas powalający, ale dla mnie wielka satysfakcja. Po raz trzeci na Niepokornym i poprawiony czas z zeszłym rokiem o ponad godzinę!

Dzięki trenerze Łukasz Wawrzyniak za przygotowanie i szykujemy formę dalej.

 

Tak wyglądał start:

https://www.facebook.com/154213251399320/posts/2217278945092730/?app=fbl

 

20220502 Niepokorny mnich


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *