Regatta 9.Bieg na Wielką Sowę 12.08.2018, start godz. 11:00.

Dystans: 9,6km, przewyższeń 600m.

Relacjonuje SARA ŁOŚ – KGHM ZG RUN

Trasa prowadziła z Ludwikowic Kłodzkich na szczyt Wielkiej Sowy.

Najlepsi/najszybsi spośród 900 biegaczy mieli szanse na medal Mistrzostw Polski Weteranów w Biegu Górskim. Reszta z nas obierała najróżniejsze taktyki by pokonać Wielką Sowę.

Z klubu KGHM ZG RUN przyjechali zmierzyć się z ekstremalnym przewyższeniem, upałem, zmęczeniem: Paweł Doliński, Mateusz Koch, Artur Głowacki oraz Sara Łoś.

Mój plan był prosty „mierzyć siły na zamiary”, tym bardziej, że był to mój debiut w biegach górskich. Jednym słowem spokojnie do celu.

Po 1,5km trasa zaczęła weryfikować zawodników. Najmocniejsi górale biegli, a reszta z nas rozpoczęła mozolną wspinaczkę.

Moja głowa mocno pracowała na wysokich obrotach, żeby szukać pozytywów tego podbiegu, aby góra mnie nie pokonała. Wyrównuje oddech, żel, łyk wody zaciskam pięści i mówię sama do siebie „nie po to tu przyjechałam, żeby sobie wędrówki urządzać, biegnę…..”

Gdy trasa już nie biegła tak ostro pod górę ruszyłam, aby po chwili pędzić moimi kochanymi zbiegami. Ciężkie i niebezpieczne (chwila nieuwagi i kostka skręcona). Ja jak głupia leciałam na pełnej prędkości w dół byle nadrobić stracony czas na podbiegach.

I znów pod górę…

Nie poddaję się, docieram do tabliczki informującej że to już 9km, a więc zostało 600m do mety – myślę.

No właśnie te ostatnie 600m to podbieg dla twardzieli. Cały czas ostro pod górę, po kamieniach do samej mety.

Uruchamiam rezerwowe siły, które zawsze zostawiam na ostatni kilometr biegu.

Pełna koncentracja nad krokiem i całe 600m po tych kamieniach biegnę i czuje żar w mięśniach. Wyprzedzam innych zawodników, którzy na ostatnich metrach już tylko szli, bo zabrakło sił…

Widzę metę… Nie wiem skąd wzięłam dodatkową siłę na sprint ( chyba w myśl zasady „jak pokonać ból to szybko”).

! ! ! ! ! META ! ! ! ! !

W życiu po żadnym biegu nie czułam takiej radości. Medal na szyje, arbuz, banan i woda w rękę, szukam kolegów z klubu…

Są! Wszyscy wymordowani ale zadowoleni.

Skoro wbiegliśmy na Wielką Sowę, to trzeba odwiedzić punkt widokowy, a tam schody. Weszliśmy, piękny widok wynagrodził mi cały trud biegu. W dół do Ludwikowic Kłodzkich schodziliśmy na piechotę.

Dotarliśmy na miejsce, by zjeść zasłużony posiłek i zregenerować się przed powrotem do domu.

Dziękuję kolegom za wspólny start.

Gratuluję wyników!!!

Foto:

Sara Łoś

Festiwal Biegów

Bieg na Wielką Sowę

20180812 Bieg na Wielką Sowę


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *